"Patrząc na swoje miasto, podniesione z ruin, gdańszczanie mieli myśleć, że Gdańsk był w istocie zawsze miastem polskim".
Stefan Chwin, "Mity i prawdy nowej gdańskiej pamięci"
w: "Gdańskie tożsamości. Eseje o mieście"
w: "Gdańskie tożsamości. Eseje o mieście"
Gdańsk to moje miasto, to moje miejsce na Ziemi. Tu się wychowałem, w Gdańsku dojrzałem. Z nim się utożsamiam. Przyjeżdżając doń, próbuję je czytać po raz kolejny, czytać - by zrozumieć jego fenomen, jego unikatowość. Nie myślę wówczas o tym CO widzę, ale - JAKIE miasto mi się ukazuje. To pytanie fenomenologiczne, które zawsze jest interpretacją rzeczywistości, którą tu i teraz widzimy i której doświadczamy na różne sposoby.
Trudno było by mi
"skwitować" obecność Gdańska w przestrzeni materialnej i duchowej
Polski jednym wpisem, jednym esejem czy artykułem umieszczonym w tym zbiorze opowieści. Dlatego
też esejów o Gdańsku, o gdańskiej tożsamości, o jego - Gdańska - cywilizacyjnej
roli w historii powszechnej i dziejach Polski, o jego urbanistyce,
architekturze, o jego kolorycie będzie wiele. Podobno "od nadmiaru boli
nie głowa". Jednak trudno mi było
odpowiedzieć na pytanie z pozoru proste: "od czego zacząć te opowieści?".
Niespodziewanie z pomocą przyszła mi wczesnowiosenna pogoda, która na początku
marca 2017 roku panowała w Gdańsku. O tym za chwilę.
Historyczne, reprezentacyjne
bramy wjazdowe do gdańskiego Głównego Miasta i prowadzące do jego Ratusza -
Złota Brama i Brama Zielona - witają przybysza posągami na swych szczytach i
płaskorzeźbami na fryzach herbowych.
Prześwit lądowej, zachodniej, manierystycznej Bramy
Złotej zdobi herb miasta, a wieńczy balustrada ozdobiona rzeźbami
personifikującymi cnoty, jakimi szczycił się, lub chciał się chlubić Gdańsk. To
figury Przezorności, Pobożności, Sprawiedliwości, Zgody, Pokoju, Wolności,
Bogactwa i Sławy. Prawda, że brzmi to pięknie? Nie tylko brzmi - wygląda też
dostojnie!
Od strony Motławy nad wjazdami
Bramy Zielonej - bramy wodnej, wschodniej, w obecnym kształcie bramy renesansowej - widnieją fryzy heraldyczne. Prześwitów jest cztery, więc są cztery herby: Prus Królewskich (trzymany przez parę jednorożców),
Rzeczypospolitej (trzymany przez dwa anioły), Gdańska - trzymany przez lwy i
herb Hohenzollernów - królów Prus, Prus Książęcych, a później cesarzy niemieckiej II Rzeszy. Rezydencjalny, pałacowy budynek bramny Bramy Zielonej jest wielki,
czterokondygnacyjny, przykryty dwuspadowym dachem z dekoracyjnymi szczytami
zwieńczonymi posągami. Bramę zdobi - oprócz wspomnianych już fryzów, 20 figur
na szczytach, 4 popiersia w kartuszach, 4 popiersia w tondach i 12 głów nad
tondami. Trzeba przyznać, że to wystrój imponujący jak na jedną bramę! Ale
należy też pamiętać, że Brama Zielona była najważniejszą bramą wodną Głównego
Miasta i to do niej prowadził most przerzucony nad Motławą; tędy wkraczały do
miasta dobra z Żuław Wiślanych. Most, tak samo jak brama nosi nazwę - Zielony.
Żyjemy w świecie budowanym z mitów,
żyjemy otoczeni postaciami z bajek i legend, otoczeni stworami i wyobrażeniami,
które mają nam świat - realny, twardy i często gorzki - obłaskawiać i czynić
przyjaznym. Nie ma w tym nic nagannego, gdy świadomie, z dystansem i dla zabawy
wkraczamy na chwilę w świat minionego dzieciństwa. Oglądamy postaci
nierzeczywiste, czytamy o ich heroizmie, wsłuchujemy się głosy sławiące ich
dobre i słuszne czyny. Czasem też, chodząc po historycznych częściach miast
zacnych, wpatrujemy się w wyobrażenia maszkar, stworów i mitycznych wodzów,
które w postaci figur czy płaskorzeźb ustawiono przed kamienicami, ratuszami,
dworami, składami - by strzegły domostwa, by dodawały splendoru właścicielowi,
by swym pięknem rozświetlały miasto i czyniły je tajemniczym i wieloznacznym. Ale
jest też druga strona medalu budowania mitów i życia w mitach. To czas i
miejsce, gdzie mit mieszany jest z faktami o zdarzeniu, miejscu czy osobie, gdy
nierealność mieszana jest z rzeczywistością. I tu zaczyna być groźnie. Groźnie
dla człowieka, obywatela, narodu. Jest groźnie, a często tragicznie, gdy
jesteśmy zanurzani w sos skomponowany z mieszających się płynnie prawd,
półprawd i zwykłych kłamstw nachalnie nam wmawianych przez ludzi udających
zatroskanych polityków, przez fałszywe autorytety, przez pseudo uczonych, ludzi
mediów fałszujących rzeczywistość i zwykłych szarlatanów. To od nas zależy, czy
świat mitów będzie tylko niegroźnym spotkaniem z maszkarą wyobrażoną w posągu,
czy rozrywające głowę dylematy co jest prawdą, co półprawdą, niedopowiedzeniem
czy przeinaczaniem faktów.
Przedwiośnie w Gdańsku to
pogodowy groch z kapustą. Na pewno jest bodźcowo - bo miasto leży nad morzem -
choć nie zawsze przyjemnie. Dominuje ołowiana szarość zakrapiana deszczem lub
mżawką, co w połączeniu ze śmietniskiem na ulicach, placach, podwórzach i zaułkach
w mieście, po zimie nieuprzątniętym i - co najważniejsze - brakiem ożywczej
zieleni, daje obraz smutny a nawet przygnębiający. Dobrze, że są puby i inne
pikawy. Z autopsji wiem, że w moim mieście są też w marcu dni pogodowo radosne.
Dzieje się tak za sprawą Arktyki i powietrza znad niej napływającego. Wówczas
pogoda w Gdańsku jest "skandynawska". Jest chłodno, wiatr przeszywa
zimnem i nawet oponka na brzuchu nie pomaga ciepła utrzymać, ale co najważniejsze - świeci
słońce, powietrze jest krystalicznie czyste, przeźroczyste, a na niebie tańczą
wszystkie możliwe cumulusy w barwach przeróżnych, latem niespotykanych. I
Gdańsk w czasie takiej pogody kocham jeszcze bardziej.
Jadąc na początku marca na kilka
dni nad zatokowe plaże, liczyłem na taką właśnie pogodę. Nie udało się! Wpadłem
w masy zgniłego powietrza znad Atlantyku i choć było ciepło (relatywnie rzecz
jasna), to miasto schowało się w mlecznej szarości, zatraciło kontury,
spłaszczyło się. O szerokich planach zdjęciowych można było zapomnieć; także
niedoświetlone wnętrza budowli zabytkowych wzbraniały się przed ukazaniem swych
wdzięków. Nie lubię nie robić zdjęć gdy miasto lustruję, gdy wynajduję w nim
nie znane mi nowości i przyglądam się zmianom, które zaistniały przez zimę w
krajobrazie Gdańska - i muszę wówczas - choć "na siłę" i dla
udokumentowania zmian, zrobić kilka zdjęć. Czuję wtedy, że warto było spędzić
kilka godzin w miejscach niby mi znanych, ale przez to, że się zmieniających,
to na nowo odkrywanych.
Pogoda "zdjęciowa"
każe mi zadzierać głowę wysoko, mieć oczy otwarte na 360 stopni, każe
dostrzegać plany szeroko, kontekstowo. Gdy pogoda jest niczym kisiel, w którym
tapla się miasto, rozglądam się po nim w sposób zawężony, widzę to co jest na
wysokości oczu i pod stopami. Chodząc w marcowe, szare i półprzeźroczyste dni
po ulicach historycznego Gdańska udało mi się jednak znaleźć urokliwe
towarzystwo. Były to przedproża gdańskich kamienic.
Jeżeli ktoś myśli, że przedproża
na gdańskich ulicach Głównego Miasta i Starego Miasta to taki "dekor"
lub widzimisię niemieckich, czy jak kto woli niemieckojęzycznych mieszczan - to
jest w błędzie. Każdy, kto choć raz był w historycznej części Gdańska wie, że
przedproża są najbardziej charakterystycznym elementem gdańskiego domu i ulicy.
To wyniesiony ponad poziom ulicy taras - ograniczony balustradą - wysunięty
przed elewację budynku, na który prowadzą schody i posiadający zejście (z boku)
do piwnicy. Dostrzeżenie, że całość jest wyniesiona nad ulicę do bardzo
wysokiego parteru i że pod tarasem jest piwnica - wydaje się kluczowe, bo to
właśnie wyznaczyło sens istnienia przedproży w Gdańsku. Pomysł na przedproża w
zakładanym w XIII wieku Prawym (Głównym) Mieście przywieźli ze sobą z Lubeki i
Hamburga niemieccy koloniści. Jest pewne, że gdyby miasto lokowano na
pojeziernej wysoczyźnie, przedproża nigdy by nie powstały, bo po prostu nie
byłyby potrzebne. Ale miasto powstawało na Żuławach Wiślanych, nad brzegiem
Motławy u ujścia Wisły do morza. To teren zalewowy i podmokły. Do czasu
regulacji stosunków wodnych i sypania grobli odcinających miasto od rzek, były
to miejsca dla człowieka niedostępne wiosną i latem, a jesienne i zimowe
sztormy podpiętrzały wodę w rzekach, powodując wylewy, podtapiając i zalewając
tereny depresyjne i nisko położone. Także po osuszeniu gruntów pod miasto, wody
podziemne zalegały wysoko, co uniemożliwiało utrzymywanie suchych piwnic
zagłębionych w ziemi. I tu przyszedł z pomocą pomysł, aby przed wysoko umieszczonym
wejściem do domu zbudować taras, a pod nim umieścić piwnicę (na równi z ulicą)
jako skład kupiecki czy rzemieślniczy.
Przedproże w kształcie znanym
nam obecnie (na całą szerokość elewacji lub tylko na jej część) wykształciło
się w Gdańsku w wieku XV. Wówczas to budowano przedproża z dębiny, a przed
schodami ustawiano płaskorzeźbione płyty kamienne wysokie na plus, minus dwa
metry, ze scenami religijnymi i przedstawieniami roślinnymi. Przedproża
pozwalały też na utrzymanie porządku przed wejściem do mieszkania w kamienicy i
do składu kupieckiego czy kantoru, który zajmował parter domu. Z upływem lat -
jak to w życiu bywa - przedproża "obrosły" szpetnymi przybudówkami,
które na końcu wieku XVI zniknęły z krajobrazu Gdańska ukazem Rady Miasta.
Wykształciła się wówczas ostatecznie tarasowa forma przedproży. Drewniane
podesty zastąpiono kamiennymi, taras otrzymał bogatą balustradę, najpierw
ażurową, później kamienną - piaskowcową - płaskorzeźbioną. Wejście na taras
stanowiły kamienne schody flankowane słupami. Przedproża stały się
przedłużeniem reprezentacyjnej sieni kamienicy mieszczańskiej, a w dni pogodne
toczyło się na nich życie towarzyskie, stąd obecność na tarasie kamiennych
ławeczek. Przedproże odgrywało szczególną rolę w ideowej wymowie wystroju
kamienicy mieszczańskiej tego kupieckiego i rzemieślniczego miasta. Na
balustradach przedproży znalazły swe miejsce liczne przedstawienia
ikonograficzne: tematy biblijne, wyobrażenia sztuk wyzwolonych, pór roku;
balustrady zdobiono także tarczami herbowymi. Bogaty wystrój przedproża
otrzymały po połowie XVII wieku, jego estetykę kształtował manieryzm, barok i
rokoko. Pojawiły się bogato rzeźbione słupki przed schodami i charakterystyczne
dla Gdańska granitowe kule, a także kute poręcze i równie charakterystyczne
rzygacze w formie realistycznych lub alegorycznych delfinów, smoków, ryb.
Wejścia do kamienic ubrano w kamienne, rzeźbione portale. W drugiej połowie
wieku XVIII gdy w Głównym Mieście brakowało terenów budowlanych, przedproża
ponownie zapełniły się drewnianymi budami i przybudówkami. W okresie klasycyzmu
zdobienie balustrad przedproży stało się mniej ozdobne, a płyty dekorowano
wieńcami i festonami. Druga połowa XIX wieku przyniosła masową likwidację
przedproży w unowocześniającym się mieście za sprawą zmian w komunikacji,
budowie kanalizacji i zamianie parterów kamienic na sklepy z witrynami oraz
lokale gastronomiczne. W roku 1868 zapadł wyrok na gdańskie przedproża -
nakazano usunięcie w przeciągu pięciu lat wszystkich przedproży z wyjątkiem
mających wartość artystyczną. Wyrok wykonano z pruską skrupulatnością, a z
krajobrazu miasta zniknęło wówczas prawie 1800 przedproży! Przeciwko niszczeniu
dziedzictwa kulturowego protestowali gdańscy historycy, architekci i miłośnicy
zabytków. Udało się częściowo zmienić zarządzenie wówczas już cesarskich władz
- i na ulicach: Mariackiej, Piwnej, Chlebnickiej oraz św. Ducha przedproża
zezwolono zachować, choć i tu walka o przetrwanie i rekonstrukcję wcześniej
zniszczonych obiektów, trwała aż do II wojny światowej. Historyczne
ukształtowany Gdańsk przestał istnieć w marcu 1945 roku. Gdańscy Niemcy
odeszli, zostali deportowani. Główne Miasto, Stare Miasto, Stare Przedmieście,
Wyspa Spichrzów przestały istnieć - zostały zburzone i rozstrzelane. Umarły też
gdańskie przedproża. Polskim władzom konserwatorskim po roku 1945 udało się
uratować niewielką część autentycznego wystroju kamieniarskiego gdańskich
przedproży. Zrealizowano plan odtworzenia przedproży tam, gdzie istniały one do
wojny (Chlebnicka, św. Ducha, Katarzynki) oraz ich przywrócenia przy ulicy
Piwnej, Mariackiej i Długim Targu. Przedproża rekonstruowano, odtworzono z
części autentycznych, budowano nowe montując w nich części zachowane z innych
miejsc miasta; budowano też repliki przedproży zachowując ich historyczną
formę.
Nie wiem czy mieszkańcy Gdańska
i liczni tu turyści przyglądają się płaskorzeźbom na piaskowcowych i betonowych
płytach balustrad gdańskich przedproży podczas spacerów po Głównym Mieście. Czy
dostrzegają, kontemplują, odczytują zapisaną w nich historię miejsca? Czy
próbują dostrzec piękno wyrzeźbionych na płytach scen religijnych, przedstawień
roślinnych, wyobrażeń sztuk wyzwolonych... ? Czy uśmiechają się przyjaźnie do
maszkar i satyrów, stworów nieziemskich, lwów, które starają się ich wystraszyć,
lub choćby zaciekawić? Nie wiem też, czy owi przechodnie czytają znaki wyryte
na słupkach naprowadzających na schody przedproży i czy gładzą mosiężne gałki
poręczy. Wiem, że potykają się o kule. O granitowe kule o metrowej średnicy
strzegące wejść na schody i że głaszczą pyski lwów trzymających tarcze herbowe
Gdańska przed schodami prowadzącymi do Dworu Artusa. Wiem też, że lubią się
fotografować na tle gdańskich rzygaczy.
Nie mogąc pstrykać zdjęć
szerokich i światłem wysyconych, fotografowałem przedproża Długiego Targu,
ulicy Piwnej, Mariackiej i Chlebnickiej. Fotografowałem szeroko wpatrzone we
mnie oczy fantastycznych stworzeń, stworów i mitycznych piękności. Lwy
porykiwały, tuż nad brukiem unosił się chichot satyrów....
Polska, Gdańsk, Główne Miasto (woj. pomorskie)
fot. Marek Angiel; 03.2017 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz