"Życiem jest dla mnie spotkanie umysłu, zmysłów, wrażliwości, pamięci ze światem. Spotkanie tożsamości z rzeczywistością".
Andrzej Stasiuk, "Z daleka"
w: 'Nie ma ekspresów przy żółtych drogach'
Warszawę warto jest znać. To nie
jest apel do taksówkarzy. I nie chodzi tu o znajomość li tylko topografii
miasta, czy też umiejętność wymienienia bez zająknięcia "ważnych dla
kultury narodowej" miejsc czy zabytków tu lokowanych. Warszawa jest ważną,
dwumilionową częścią Polski, mającą duży, a często decydujący wpływ na nasze -
Polaków - życie. Także tych z Hrubieszowa, czy Bogatyni. Warszawę dobrze jest
znać choćby po to, by nie próbować na własny użytek przekładać istniejących
problemów w znanej sobie wsi czy miasteczku, na problemy, które tworzy i
rozwiązuje Warszawa - największe i najważniejsze miasto Polski. Nie ten
kaliber. Nie ta ranga. Warszawa, podobnie jak wysokie góry uczy pokory. Tu
jesteś królem, ale tu też jesteś pyłkiem. By tu żyć i czuć się tu u siebie,
musisz poznać zalety i złe strony Warszawy. Musisz się nauczyć szukać plusów
dodatnich i wystrzegać się plusów ujemnych. Trochę jak w deszczowym lesie równikowym.
Musisz nauczyć się być cierpliwym i przełykać gorycze porażek, bo miasto kusi
różnorodnością, która często parzy; tu możesz - jeśli potrafisz - na wiele
spraw mieć wpływ. Tu możesz być samotny, tu możesz mieć wielu przyjaciół. To
otwarte miasto. Nie narzuca jednego stylu/schematu postępowań, zachowań, bo to
wielki i zróżnicowany wewnętrznie organizm społeczny. Tu mieszkają ludzie
bardzo bogaci i bardzo biedni. Większość ciężko pracuje, setki tysięcy młodych
uczy się i studiuje. I jak wszędzie na świecie, ludzie się tu kochają,
nienawidzą, potykają o siebie i przeciskają się w tłumie na schodach, tkwią w
ulicznych korkach.
Warszawskie
Stare Miasto to duch wyrwany zza grobu. Ten zespół miejski powstały w
średniowieczu i rozwijany przez wieki, a zniszczony całkowicie przez
niemieckiego okupanta podczas Powstania Warszawskiego w roku 1944 - jest
dziełem odtworzonym. Jego odrodzenie, otworzenie, rekonstrukcja to dzieło
przede wszystkim Jana Zachwatowicza, a także wielu mistrzów konserwacji,
historyków, historyków sztuki, inżynierów i robotników, którzy - po
odgruzowaniu Starego Miasta - w latach 1947-1953 (i później) odbudowali
najstarszy ośrodek miejski naszej stolicy. Prawdą jest, że nie odtworzono
wówczas Zamku Królewskiego - bo na to nie pozwalała bolszewicka ideologia
wyznawana przez "władców" Polski stalinowskiej i gomułkowskiej - ale
i na to przyszedł czas. Zamek - rezydencja królów I Rzeczpospolitej - stanął w
miejscu pierwotnym, witany owacyjnie przez tych, którzy Warszawę uważają za
swoje miejsce na Ziemi. Stanął pieczołowicie odbudowany i wyposażony w latach
1971-1984.
Jan
Zachwatowicz odnowiciel. To dla Warszawy i polskiej kultury postać trwała i
niezaprzeczalnie wielka. To autorytet. Przez wielkie "A". Odwrotność
kreowanych w mojej ojczyźnie autorytetów fasadowych, deklaratywnych,
pozbawionych cieni, fałd, którym "wolno więcej". Trzeba wiedzieć, trzeba pamiętać, że aby zostać
autorytetem, należy sobie na to zapracować; zasłużyć także swą postawą i
poświęceniem. Jan Zachwatowicz odnowiciel. Na marmurowej tablicy poświęconej
Janowi Zachwatowiczowi na kamienicy przy Placu Zamkowym widnieje napis
poprzedzony Jego słowami: "Poczucie odpowiedzialności wobec przyszłych
pokoleń domaga się odbudowy tego, co nam zniszczono ...". Dalej wyryto:
"Jan Zachwatowicz (1900-1983). Architekt i konserwator. Twórca programu i
zasad odbudowy oraz konserwacji zabytków w Polsce. Warszawskie Stare Miasto
Jemu zawdzięcza swój obecny kształt." Jan Zachwatowicz dokonał w trudnych
powojennych latach czterdziestych i pięćdziesiątych rzeczy wiekopomnych. Był
konserwatorem i historykiem sztuki, architektem, profesorem Politechniki
Warszawskiej. Odbudowywał ale też uczył. Profesor przyczynił się do powstania
cenionej na całym świecie szkoły polskich konserwatorów. Polecam wszystkim
zgłębić biografię Jana Zachwatowicza i Jego pasjonującą przygodę badań i
inwentaryzacji architektury Starego Miasta, którą wykonał wraz ze studentami
architektury Politechniki Warszawskiej w latach 30-tych XX wieku. Zebrany
wówczas materiał okazał się bezcenny przy odbudowie i rekonstrukcji Starówki.
Mało też kto pamięta, że profesor Zachwatowicz był teściem Andrzeja Wajdy, bo
ten ożeniony był z Krystyną Zachwatowicz córką Jana.
Polska
pozawarszawska, a także ta Polska przyjezdna do stolicy dla pieniędzy - nie
lubi Warszawy. Nie lubi, bo jej nie zna i znać nie chce. Nie lubi bo się jej
boi. Boi się świeżości, otwartości, zróżnicowania, pośpiechu, radości
tworzenia. Boi się obcych, boi się nieznanego. A tak naprawdę boi się
wszystkiego co niezrozumiałe, co wystaje poza ich kulturowy gorset, co wykracza
poza słowa, które słyszą z ambony i wysokość domów, z których świat obserwowali
przed tym, gdy do miasta trafili. Ci, którzy nie lubią Warszawy nic o niej nie
wiedzą. I nie chcą wiedzieć, bo to co zasłyszane i co stereotypowe - im
wystarcza. To dla nich tylko obcy cycek, który ssą, by pieniądze z niej
wywieść. Innymi słowy - im mniej wiedzą, tym bardziej kategoryczne i negatywne
mają poglądy na temat Warszawy. Wiem co piszę, bo doświadczam tego na co dzień
rozpychany przez "gości" z lubelskiego, Podlasia, ziemi radomskiej,
ciechanowskiej i innych nacji wiejskich i małomiejskich - zahukanych i
zatrwożonych. Wiecznie głodnych, wiecznie niedopasowanych do miasta wielkiego,
wiecznie z pretensjami. O wszystko.
Jest
oczywiście recepta dla tych, którzy chcą się leczyć z kompleksów i strachu
przed nieznanym. To zabieg prosty, choć pracochłonny dla odbiorcy. Musi on -
tenże odbiorca - poznać Warszawę, jej przestrzeń, jej architekturę, jej
złożoność, jej dzieje, jej osobowość - przez ludzi i historię ukształtowaną. I
wówczas miasto stanie się dla niego przyjazne i co ważne - zrozumiałe.
Oczywiście mankamenty Warszawy nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej
różdżki, jednak u osób strachu się pozbywających, zaczną przeważać pozytywy w
odbiorze miasta - pozytywy istniejące obiektywne jak te subiektywne. Oczywiście
samo poznanie Warszawy nie wystarczy by miasto polubić. Do tego potrzeba wysiłku,
by odkryte dla siebie "przestrzenie miasta" zmienić w
"miejsca" sobie bliskie, pamiętając, ze przestrzeń jest w kulturze
zachodniej symbolem wolności, stoi otworem, sugeruje przyszłość i zachęca do
działania. Zamknięta i uczłowieczona przestrzeń staje się miejscem.
Nie
można poznać, a tym bardziej polubić wszystkiego i wszystkich w wielkim,
dwumilionowym mieście mającym powierzchnię średniej wielkości powiatu,
złożonego z wielu dzielnic rozdzielonych Wisłą; mieście o długiej, często
gorzkiej i tragicznej historii i zamieszkałym przez ludzi z różnych
"światów", różniących się od siebie mentalnie, różniących się pozycją
społeczną, wykształceniem, wykonywaną pracą itd., itp. Ba! wielu obszarów
miasta nigdy nie polubimy, a nawet nie zaakceptujemy i to trzeba przyjąć do
wiadomości. Warszawa nie jedno ma imię!
Powtórzę.
Aby być mniej kategorycznym w osądzaniu Warszawy i widzieć ją zawsze w złym,
rażącym świetle - i aby pozytywnie nastawiać się na odbioru tego miasta jako
przestrzeni życia, miejsca obarczonego długą, także tragiczną historią -
potrzebna jest praca nad sobą, by Warszawę poznać. Poznawanie można zacząć w
dowolnie wybranej chwili, można zacząć od Mokotowa, Nowej Pragi, Ochoty czy
Żoliborza. Ale najlepiej jest zacząć od pępka. Pępkiem Warszawy jest jej
najstarszy, pochodzący ze średniowiecza organizm miejski - Stare Miasto. Aby
zachęcić do łatwej, kilkugodzinnej, realnej wędrówki po Starym Mieście - bo
tyle może trwać uważny spacer po tym mieście, jego zabytkach, muzeach i
kawiarniach/restauracjach - prezentuję zdjęcia, które zrobiłem tamże w latach
2004-2016. Stare Miasto jest urbanistycznie i architektonicznie utrwalone od
wieków w tym samym miejscu; leży na wysokim, lewym brzegu Wisły, ma kształt
owalny, rozplanowany wedle kanonów średniowiecznego miasta lokacyjnego z
prostokątnym, centralnie położonym rynkiem; od wschodu otwiera się na rzekę,
jest zamknięte gotyckimi murami obronnymi. To małe miasto. Ma powierzchnię
około 10 hektarów, dwa place targowe, trzy kościoły w tym archikatedrę, 12 ulic
i około 170 domów - kamienic wybudowanych głównie w wiekach XVII i XVIII. Można
powiedzieć, że jest niezmienne w swym kształcie i architekturze od wieków. A
jednak - dzięki ludziom, dzięki pełnionym funkcjom, zmieniającym się modom,
zwyczajom, Stare Miasto zmienia się i tętni rytmem pulsującym różnie w każdej
porze roku i zmieniającym się wraz z upływem lat. Przecież jeszcze 100 lat temu
rynek Starego Miasta (do roku 1916) był placem targowym, a miasto tętniło
rytmem życia kupców i rzemieślników. A z nowszych znaków o zmianach mówiących -
wystarczy prześledzić jak przez ostatnie dwadzieścia lat zmieniały się
staromiejskie dorożki, których zostało ledwie kilka dla turystów rozkoszy. Jak
odchodziły w niebyt stare dryndy i wkraczały nowe, wygodne i nowobogackie powozy,
nieprzystające do charakteru miejsca i tradycji tu utrwalonej. I wszystko jak
zwykle z winy pieniędzy!
Dla
marudnych Stare Miasto w Warszawie jest atrapą. Czymś co jest jednocześnie i
stare i młode, bo od odbudowania pierwszych kamienic starówki nie minęło
jeszcze 70 lat. Jednak już w roku 1980 UNESCO wpisało warszawskie Stare Miasto
na listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości. Uczyniono to po długich i burzliwych
dyskusjach, łamiąc zasady konserwatorskiej doktryny mówiącej, że wyróżniony
obiekt/zespół musi być absolutnie autentyczny. Chociaż wiele obiektów zostało
na Starówce odtworzonych, to cały zespół miasta i ocalałe fragmenty zostały
zrekonstruowane w sposób tak doskonały, że specjaliści reprezentujący
organizację ONZ-tu postanowili uznać tę ożywioną z ruin dzielnicę za oryginał.
Sądzę, że dużą rolę odegrało tu przekonanie o konieczności wyniesienia tego
miejsca na symbol czasów zagłady. Tak więc atrapa została nobilitowana!
Polska, Warszawa, Stare Miasto (woj. mazowieckie)
fot. Marek Angiel; lata 2004-2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz