niedziela, 26 marca 2017

Lubomierz. Jak przypadek stworzył miejsce magiczne.

"Oto mentalnie wydziedziczeni z uporem poszukują nowej tożsamości".
Andrzej Stasiuk"Nagi kraj"
 w:  'Nie ma ekspresów przy żółtych drogach'


      Lubomierz jest miastem. Bardzo małym - liczy niespełna 2000 mieszkańców - ale starym, średniowiecznym. To miasto śląskie, a jego historia jest ściśle związana z historią tego regionu pod panowaniem kolejno: książąt śląskich, czeskim, austriacko-czeskim, pruskim, niemieckim wreszcie polskim. Lubomierz leży na Pogórzu Izerskim w jego części zwanej Obniżeniem Lubomierskim - czyli patrząc geograficznie - jest częścią Sudetów. Dla geologa Lubomierz jest położony na obszarze tektonicznej zaklęsłości zbudowanej ze skał magmowych i metamorficznych: z gnejsów, granitów i żył bazaltowych. Dla geomorfologa pogórze w okolicach Lubomierza ma cechy pagórkowatej wyżyny wyniesionej od 300 do 350 m n.p.m. Pogórze Izerskie od wieków jest regionem rolniczym. Krajobraz tej części Pogórza Izerskiego nie zapiera tchu w piersiach. Rzec można, że krajobraz (jego fizjonomia) jest neutralny dla obserwatora; nie ma tu dominujących wyniosłości, nie jest też płasko. Magnesem przyciągającym podróżującego po Pogórzu Izerskim jest Lubomierz.







      Wieś Liebenthal (bo tak - od czasu powstania aż do roku 1945 - nazywał się Lubomierz) istniała już w wieku XII; w roku 1278 stała się własnością sióstr benedyktynek, które założyły tu klasztor. Staraniem benedyktynek Liebenthal otrzymał prawa miejskie w roku 1291; został rozplanowany według reguł miasta średniowiecznego o kształcie wydłużonym, po obu stronach biegnącej ze wschodu na zachód drogi; w mieście wytyczono rynek, wzniesiono ratusz. Ten historyczny układ miasta przetrwał w niewiele zmienionym kształcie po dzień dzisiejszy. Na początku XIV wieku Liebenthal otoczono murami obronnymi i ... na następne 530 lat miasto stało się własnością zakonu benedyktynek i źródłem dochodu klasztoru. W połowie wieku XVIII miasto wraz z całym Śląskiem znalazło wcielone do Królestwa Prus, a na początku wieku XIX, wraz z kasacją zakonu, przeszło na własność państwa - najpierw pruskiego, a później niemieckiego. W ciągu wieków Liebenthal był niszczony przez wojny, wyludniany przez zarazy, był zdobywany, palony, burzony, odbudowywał się, bogacił, upadał, trwał, wegetował. Wreszcie w roku 1945 trafił - nie naruszony przez działania przechodzącego frontu wojny, z zachowaną, choć rozszabrowaną substancją materialną - do Polski, która w ramach "sprawiedliwości dziejowej" i budowy socjalizmu na sowiecką modłę - w ciągu kilkudziesięciu lat swej radosnej twórczości rozłożyła miasto na łopatki. Losy Lubomierza w latach komunistycznej Polski można uznać to za wzorcowe i typowe (tak działo się powszechnie na Dolnym Śląsku) dla bolszewickiego (w wersji komunistycznej) sposobu myślenia o ludziach, gospodarce i przestrzeni, o sposobie funkcjonowania prawa, o o sposobie postrzegania społeczności lokalnej, o ekonomii miast i wsi. W ciągu czterdziestu kilku lat zniszczono i bezmyślnie zdewastowano - głównie przez zaniechanie - wiele z tego, co ludzie zdołali stworzyć i wybudować tu przez lat siedemset; a programowy brak samorządności jaki obowiązywał w całym PRL-u, nie pozwolił budować więzi jego mieszkańców z miastem i szerzej - z regionem. W Lubomierzu, tak samo jak na całym Dolnym Śląsku, mieszkańcy mieli przeświadczenie, że mieszkają tu "na chwilę"; utrwalał się syndrom "siedzenia na walizkach". W roku 1946 wysiedlono z Lubomierza śląskich Niemców, a ich miejsce zajęli polscy repatrianci - w dużej części bezrolni chłopi i służba folwarczna, którzy przybyli tu z wielu regionów Polski. Miasto zawisło w próżni pozbawione kręgosłupa jakim jest związek jego mieszkańców (utożsamianiem się) z miejscem; pozostała materia - kamienice, ulice, kościoły, klasztor, ratusz... Lubomierz zmienił się w wieś, choć w spisie miejscowości widniał jako miasto. Na szczęście dla ciała i ducha miasta upadek komunizmu i PRL-u - za którym niejeden obywatel III Rzeczypospolitej potajemnie wzdycha do dzisiaj lub bezwiednie myśli o nim w kategoriach "raju utraconego" - przerwał jego degradację. Miasto powoli podnosi się z upadku za sprawą samorządności, pieniędzy pozyskiwanych z różnych źródeł (w tym środków unijnych) i budowania nowej tożsamości - tworzenia miejsca unikatowego. Porównując materialną kondycję miasta, którą obserwowałem w roku 2007 i 2014, widzę duże i pozytywne zmiany - prowadzone są remonty historycznych zabudowań miasta - kamienic, domów, ratusza, zespołu klasztornego, kościoła poklasztornego, innych. Elewacje domów nabrały kolorów, dachy domów pokrywa nowa dachówka, w kamienicach wymienia się okna (i to kompleksowo!), ratusz i nowy hełm na jego wieży błyszczą świeżością; wspaniały barokowy kościół przeszedł remont tak z zewnątrz jak i wewnątrz i ponownie stał się perłą - ozdobą miasta. Wyniosły kościół wraz ze smukłą wieżą dzwonnicy jest częścią byłego zespołu klasztornego, a jego zabudowania - usytuowane na szczycie wyżynnego pagóra - górują nad "cywilną" częścią Lubomierza i są nań zwrócone. Od czasu kasacji zakonu - kościół i zabudowania poklasztorne wraz z parkiem, zrosły się z miastem i stały się jego częścią - bez płotu, muru czy barier. Tylko budynek bramny i brama wjazdowa na teren klasztorny przypominają, że dawniej był to obszar zamknięty i chroniony przed obcymi.







      Czy w takim razie można mówić, że jest dobrze? W sensie materialnym potrzeba jeszcze wiele sił i środków, by odnowiona, remontowana oraz odbudowywana tkanka materialna miasta na powrót stała się bazą jego rozwoju - rozwoju na miarę rangi i znaczenia tego małego miasta. W sensie społecznym potrzeba czasu, by ludzie zrośli się z miastem, uznali je za swoje miejsce na ziemi oraz czynnie uczestniczyli w jego życiu i samorządnym współtworzeniu. A to jest proces na pokolenia. Lubomierz - podobnie jak inne wsie, miasteczka i miasta Dolnego Śląska w tym Sudetów i Przedgórza Sudeckiego - jest na początku tej drogi.







      Poszukujemy - my wszyscy, którzy jesteśmy ciekawi świata - miejsc magicznych. Spójrzmy zatem - przez chwilę - na problem miejsc magicznych w oderwaniu od przypadku Lubomierza. Sprawa wydaje się dość oczywista, jeżeli mamy do czynienia z miejscem szczególnym, wyróżniającym się spośród innych, czy też budzącym zainteresowanie. Takie miejsce staje się unikatowe - to z niego mieszkańcy mogą być dumni. Miejsce unikatowe można "sprzedać" jako atrakcję czy produkt turystyczny tak jak zamek w Malborku czy pałac w Wilanowie. Pisząc "miejsce", widzę je jako "uczłowieczoną przestrzeń" (słowa prekursora geografii humanistycznej Yi-Fu Tuana). To właśnie niepowtarzalne, malownicze i magiczne miejsca odgrywają szczególną rolę w budowaniu tożsamości lokalnej. Jakie cechy decydują o wyjątkowości miejsca, co sprawia, że stają się istotne dla danej zbiorowości? Na pewno jest to położenie i piękno krajobrazu, bez wątpienia jest nią bogata historia zapisana w unikatowych dziełach architektury a także obecność - w ludzkiej pamięci - osób, które w danym miejscu żyły i tworzyły, wreszcie specyficzna twórczość uprawiana w danym miejscu. O wyjątkowości miejsca może zadecydować także "cudowne" wydarzenie, które ugruntowało się w zbiorowej pamięci. Większość miejsc magicznych ma wartość w skali lokalnej i/lub regionalnej, tylko nieliczne są ważne dla całego narodu, pojedyncze mają rangę globalną (ogólnoświatową). Tymi ostatnimi bez wątpienia są np.: Wenecja, Siena, Dubrownik czy Fez. Miasta te są ODZIEDZICZONYMI miejscami magicznymi (w rozumieniu formułowanym przez Bohdana Jałowieckiego).







      Niekiedy mamy do czynienia z TWORZENIEM miejsca magicznego (to pojęcie wprowadził również prof. Jałowiecki). I tu już wracamy do Lubomierza. Miejsce magiczne tworzymy wykorzystując np. jego sławę. Sprawą drugorzędną staje się wówczas problem czy sława ta jest zasłużona, czy domniemana. Ważne jest, że miejsce zaistniało w świadomości społecznej, że jest rozpoznawalne, że zostało zaakceptowane i przyciąga swą sławą ludzi z zewnątrz. Można takie miejsce pozostawić same sobie i liczyć, że sława nie przeminie a i tak ludzie będą doń przyjeżdżać, można też podsycać stan zaciekawienia takim miejscem i budować wokół niego aurę tajemniczości czy zaciekawienia oraz budować jego tożsamość.
 






      Lubomierz niespodziewanie dla samego siebie stał się miejscem magicznym. Magię miejsca stworzył film, w którym miasto zagrało rolę zaledwie drugoplanową. Lubomierz choć był tylko dekoracją, w której rozgrywały się "sceny miejskie" tego obrazu, potrafił zbudować na tym (choć nie od razu, bo dopiero w wolnej Polsce, po roku 1992) swoją niepowtarzalność i unikatowość. Filmem tym jest dzieło Sylwestra Chęcińskiego pt. "Sami swoi". Film powstał w roku 1967 i opowiada (wartko i komediowo) o pierwszych "chwilach" życia repatriantów na nowo zasiedlanych ziemiach Dolnego Śląska tuż po roku 1945. W połowie lat sześćdziesiątych XX wieku Lubomierz wyglądał prawie tak samo jak w roku np. 1946 i dla celów filmowych - tworzenia scenerii - wystarczyło wyrzucić na ulicę trochę śmieci, gruzu, gazet, książek, zeszytów i podartych pierzyn, czy wypatroszonych poduszek, by miasto nabrało wyglądu takiego, jak tuż po wojnie. Lubomierz tylko statystował w filmie, ale dzięki kultowemu filmowi - który znają "wszyscy" i "wszyscy go kochają" - "wszystko", co się z nim wiązało, stało się kultowe. Także Lubomierz. Film stworzył mit o tym mieście i wykreował je na "swojskie, nasze". Mitu tego nikt nie podważa - więcej - mit jest utrwalany i dzięki temu stanowi podstawę do budowy tożsamości miejsca. Osoby związane z Lubomierzem, pracujące na jego rzecz a także mieszkańcy miasta po latach wykorzystali sławę filmu. Jego bohaterów - Pawlaka i Kargula - uczynili obywatelami swojego miasta. Ba! Stworzyli fikcyjnym postaciom muzeum (w roku 1995) i organizują - na lubomierskim rynku - coroczny (od roku 1997) festiwal filmów komediowych (w roku 2014 Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych obył się po raz osiemnasty) połączony z imprezami estradowymi i z Dniami Lubomierza. Festiwal przyciąga osoby znane i lubiane w Polsce - goszczą na nim aktorzy, reżyserzy i filmowcy a ich obecność jest upamiętniana na tablicach wmurowanych w mur stojący w centrum miasteczka. W ten sposób oswajając obcą przestrzeń (obcą dla jego mieszkańców przez dziesiątki lat) budowane jest miejsce trochę swojskie, trochę magiczne. Oczywiście magia ma zasięg lokalny, choć dzięki tej mitycznej magii Lubomierz jest rozpoznawalny w całej Polsce. 

 




      W sierpniu 2014 roku, gdy byłem w Lubomierzu trwał remont muzeum. Remont zdawał się być poważny, bo burzono ściany wewnątrz domu a gruz wyrzucano na zewnątrz przez drzwi wejściowe. Drewniane, realistyczne wyobrażone postaci Kargula i Pawlaka - bohaterów filmu i obywateli Lubomierza - które stoją przed wejściem do muzeum w XVI-wiecznym Domu Cechu Płócienników, zdawały się trwożnie krzyczeć śpiewnym głosem ze wschodnim akcentem, zdawały się gestykulować i bronić przed wapiennym i ceglanym pyłem, gdy kolejne wiaro gruzu wysypywało się z wnętrza kamienicy. Stanęły mi przed oczami sceny z filmu, przypomniał mi się rozgardiasz, harmider panujący w domach, zagrodach i głowach filmowych bohaterów. Przypomniała mi się wesołość dialogów; zrobiło się swojsko.


 





       Miejsce magiczne? Może nie do końca jest w Lubomierzu magia, która towarzyszy miastom o ciągłej, nie przerywanej katastrofami historii (a tu, po roku 1945 całkowicie wymieniono ludność ze względów politycznych), ale trwa w mieście budowanie tożsamości - identyfikacji z miejscem - czyli głębokiej zależności między elementami, która istnieje mimo zewnętrznego braku podobieństwa. Trwa poszukiwanie "ducha miejsca". Czy jest to genius loci? I tak i nie. Wszystko zależy od tego jak traktujemy to pojęcie i czy nie jest to tylko metafora.





Polska,  Lubomierz  (woj. dolnośląskie)
fot. Marek Angiel;  08.2014 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz