"Oto mentalnie wydziedziczeni z uporem poszukują nowej tożsamości".
Andrzej Stasiuk, "Nagi kraj"
w: 'Nie ma ekspresów przy żółtych drogach'
w: 'Nie ma ekspresów przy żółtych drogach'
Lubomierz
jest miastem. Bardzo małym - liczy niespełna 2000 mieszkańców - ale starym,
średniowiecznym. To miasto śląskie, a jego historia jest ściśle związana z
historią tego regionu pod panowaniem kolejno: książąt śląskich, czeskim,
austriacko-czeskim, pruskim, niemieckim wreszcie polskim. Lubomierz leży na
Pogórzu Izerskim w jego części zwanej Obniżeniem Lubomierskim - czyli patrząc
geograficznie - jest częścią Sudetów. Dla geologa Lubomierz jest położony na
obszarze tektonicznej zaklęsłości zbudowanej ze skał magmowych i
metamorficznych: z gnejsów, granitów i żył bazaltowych. Dla geomorfologa
pogórze w okolicach Lubomierza ma cechy pagórkowatej wyżyny wyniesionej od 300
do 350 m n.p.m. Pogórze Izerskie od wieków jest regionem rolniczym. Krajobraz
tej części Pogórza Izerskiego nie zapiera tchu w piersiach. Rzec można, że
krajobraz (jego fizjonomia) jest neutralny dla obserwatora; nie ma tu dominujących
wyniosłości, nie jest też płasko. Magnesem przyciągającym podróżującego po Pogórzu
Izerskim jest Lubomierz.
Wieś
Liebenthal (bo tak - od czasu powstania aż do roku 1945 - nazywał się
Lubomierz) istniała już w wieku XII; w roku 1278 stała się własnością sióstr
benedyktynek, które założyły tu klasztor. Staraniem benedyktynek Liebenthal
otrzymał prawa miejskie w roku 1291; został rozplanowany według reguł miasta
średniowiecznego o kształcie wydłużonym, po obu stronach biegnącej ze wschodu
na zachód drogi; w mieście wytyczono rynek, wzniesiono ratusz. Ten historyczny
układ miasta przetrwał w niewiele zmienionym kształcie po dzień dzisiejszy. Na
początku XIV wieku Liebenthal otoczono murami obronnymi i ... na następne 530
lat miasto stało się własnością zakonu benedyktynek i źródłem dochodu
klasztoru. W połowie wieku XVIII miasto wraz z całym Śląskiem znalazło wcielone
do Królestwa Prus, a na początku wieku XIX, wraz z kasacją zakonu, przeszło na
własność państwa - najpierw pruskiego, a później niemieckiego. W ciągu wieków
Liebenthal był niszczony przez wojny, wyludniany przez zarazy, był zdobywany,
palony, burzony, odbudowywał się, bogacił, upadał, trwał, wegetował. Wreszcie w
roku 1945 trafił - nie naruszony przez działania przechodzącego frontu wojny, z
zachowaną, choć rozszabrowaną substancją materialną - do Polski, która w ramach
"sprawiedliwości dziejowej" i budowy socjalizmu na sowiecką modłę - w
ciągu kilkudziesięciu lat swej radosnej twórczości rozłożyła miasto na łopatki.
Losy Lubomierza w latach komunistycznej Polski można uznać to za wzorcowe i
typowe (tak działo się powszechnie na Dolnym Śląsku) dla bolszewickiego (w
wersji komunistycznej) sposobu myślenia o ludziach, gospodarce i przestrzeni, o
sposobie funkcjonowania prawa, o o sposobie postrzegania społeczności lokalnej,
o ekonomii miast i wsi. W ciągu czterdziestu kilku lat zniszczono i bezmyślnie
zdewastowano - głównie przez zaniechanie - wiele z tego, co ludzie zdołali
stworzyć i wybudować tu przez lat siedemset; a programowy brak samorządności
jaki obowiązywał w całym PRL-u, nie pozwolił budować więzi jego mieszkańców z
miastem i szerzej - z regionem. W Lubomierzu, tak samo jak na całym Dolnym
Śląsku, mieszkańcy mieli przeświadczenie, że mieszkają tu "na
chwilę"; utrwalał się syndrom "siedzenia na walizkach". W roku
1946 wysiedlono z Lubomierza śląskich Niemców, a ich miejsce zajęli polscy
repatrianci - w dużej części bezrolni chłopi i służba folwarczna, którzy
przybyli tu z wielu regionów Polski. Miasto zawisło w próżni pozbawione
kręgosłupa jakim jest związek jego mieszkańców (utożsamianiem się) z miejscem;
pozostała materia - kamienice, ulice, kościoły, klasztor, ratusz... Lubomierz
zmienił się w wieś, choć w spisie miejscowości widniał jako miasto. Na
szczęście dla ciała i ducha miasta upadek komunizmu i PRL-u - za którym niejeden
obywatel III Rzeczypospolitej potajemnie wzdycha do dzisiaj lub bezwiednie
myśli o nim w kategoriach "raju utraconego" - przerwał jego
degradację. Miasto powoli podnosi się z upadku za sprawą samorządności, pieniędzy
pozyskiwanych z różnych źródeł (w tym środków unijnych) i budowania nowej
tożsamości - tworzenia miejsca unikatowego. Porównując materialną kondycję
miasta, którą obserwowałem w roku 2007 i 2014, widzę duże i pozytywne zmiany -
prowadzone są remonty historycznych zabudowań miasta - kamienic, domów,
ratusza, zespołu klasztornego, kościoła poklasztornego, innych. Elewacje domów
nabrały kolorów, dachy domów pokrywa nowa dachówka, w kamienicach wymienia się
okna (i to kompleksowo!), ratusz i nowy hełm na jego wieży błyszczą świeżością;
wspaniały barokowy kościół przeszedł remont tak z zewnątrz jak i wewnątrz i
ponownie stał się perłą - ozdobą miasta. Wyniosły kościół wraz ze smukłą wieżą
dzwonnicy jest częścią byłego zespołu klasztornego, a jego zabudowania -
usytuowane na szczycie wyżynnego pagóra - górują nad "cywilną"
częścią Lubomierza i są nań zwrócone. Od czasu kasacji zakonu - kościół i
zabudowania poklasztorne wraz z parkiem, zrosły się z miastem i stały się jego
częścią - bez płotu, muru czy barier. Tylko budynek bramny i brama wjazdowa na
teren klasztorny przypominają, że dawniej był to obszar zamknięty i chroniony
przed obcymi.
Czy
w takim razie można mówić, że jest dobrze? W sensie materialnym potrzeba
jeszcze wiele sił i środków, by odnowiona, remontowana oraz odbudowywana tkanka
materialna miasta na powrót stała się bazą jego rozwoju - rozwoju na miarę
rangi i znaczenia tego małego miasta. W sensie społecznym potrzeba czasu, by
ludzie zrośli się z miastem, uznali je za swoje miejsce na ziemi oraz czynnie
uczestniczyli w jego życiu i samorządnym współtworzeniu. A to jest proces na
pokolenia. Lubomierz - podobnie jak inne wsie, miasteczka i miasta Dolnego
Śląska w tym Sudetów i Przedgórza Sudeckiego - jest na początku tej drogi.
Poszukujemy
- my wszyscy, którzy jesteśmy ciekawi świata - miejsc magicznych. Spójrzmy zatem
- przez chwilę - na problem miejsc magicznych w oderwaniu od przypadku
Lubomierza. Sprawa wydaje się dość oczywista, jeżeli mamy do czynienia z
miejscem szczególnym, wyróżniającym się spośród innych, czy też budzącym
zainteresowanie. Takie miejsce staje się unikatowe - to z niego mieszkańcy mogą
być dumni. Miejsce unikatowe można "sprzedać" jako atrakcję czy
produkt turystyczny tak jak zamek w Malborku czy pałac w Wilanowie. Pisząc
"miejsce", widzę je jako "uczłowieczoną przestrzeń" (słowa
prekursora geografii humanistycznej Yi-Fu Tuana). To właśnie niepowtarzalne,
malownicze i magiczne miejsca odgrywają szczególną rolę w budowaniu tożsamości
lokalnej. Jakie cechy decydują o wyjątkowości miejsca, co sprawia, że stają się
istotne dla danej zbiorowości? Na pewno jest to położenie i piękno krajobrazu,
bez wątpienia jest nią bogata historia zapisana w unikatowych dziełach
architektury a także obecność - w ludzkiej pamięci - osób, które w danym
miejscu żyły i tworzyły, wreszcie specyficzna twórczość uprawiana w danym
miejscu. O wyjątkowości miejsca może zadecydować także "cudowne"
wydarzenie, które ugruntowało się w zbiorowej pamięci. Większość miejsc
magicznych ma wartość w skali lokalnej i/lub regionalnej, tylko nieliczne są
ważne dla całego narodu, pojedyncze mają rangę globalną (ogólnoświatową). Tymi
ostatnimi bez wątpienia są np.: Wenecja, Siena, Dubrownik czy Fez. Miasta te są
ODZIEDZICZONYMI miejscami magicznymi (w rozumieniu formułowanym przez Bohdana
Jałowieckiego).
Niekiedy
mamy do czynienia z TWORZENIEM miejsca magicznego (to pojęcie wprowadził
również prof. Jałowiecki). I tu już wracamy do Lubomierza. Miejsce magiczne
tworzymy wykorzystując np. jego sławę. Sprawą drugorzędną staje się wówczas
problem czy sława ta jest zasłużona, czy domniemana. Ważne jest, że miejsce
zaistniało w świadomości społecznej, że jest rozpoznawalne, że zostało
zaakceptowane i przyciąga swą sławą ludzi z zewnątrz. Można takie miejsce pozostawić
same sobie i liczyć, że sława nie przeminie a i tak ludzie będą doń
przyjeżdżać, można też podsycać stan zaciekawienia takim miejscem i budować
wokół niego aurę tajemniczości czy zaciekawienia oraz budować jego tożsamość.
Lubomierz
niespodziewanie dla samego siebie stał się miejscem magicznym. Magię miejsca
stworzył film, w którym miasto zagrało rolę zaledwie drugoplanową. Lubomierz
choć był tylko dekoracją, w której rozgrywały się "sceny miejskie"
tego obrazu, potrafił zbudować na tym (choć nie od razu, bo dopiero w wolnej
Polsce, po roku 1992) swoją niepowtarzalność i unikatowość. Filmem tym jest
dzieło Sylwestra Chęcińskiego pt. "Sami swoi". Film powstał w roku
1967 i opowiada (wartko i komediowo) o pierwszych "chwilach" życia
repatriantów na nowo zasiedlanych ziemiach Dolnego Śląska tuż po roku 1945. W
połowie lat sześćdziesiątych XX wieku Lubomierz wyglądał prawie tak samo jak w
roku np. 1946 i dla celów filmowych - tworzenia scenerii - wystarczyło wyrzucić
na ulicę trochę śmieci, gruzu, gazet, książek, zeszytów i podartych pierzyn,
czy wypatroszonych poduszek, by miasto nabrało wyglądu takiego, jak tuż po
wojnie. Lubomierz tylko statystował w filmie, ale dzięki kultowemu filmowi -
który znają "wszyscy" i "wszyscy go kochają" -
"wszystko", co się z nim wiązało, stało się kultowe. Także Lubomierz.
Film stworzył mit o tym mieście i wykreował je na "swojskie, nasze".
Mitu tego nikt nie podważa - więcej - mit jest utrwalany i dzięki temu stanowi
podstawę do budowy tożsamości miejsca. Osoby związane z Lubomierzem, pracujące
na jego rzecz a także mieszkańcy miasta po latach wykorzystali sławę filmu.
Jego bohaterów - Pawlaka i Kargula - uczynili obywatelami swojego miasta. Ba!
Stworzyli fikcyjnym postaciom muzeum (w roku 1995) i organizują - na lubomierskim
rynku - coroczny (od roku 1997) festiwal filmów komediowych (w roku 2014
Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych obył się po raz osiemnasty) połączony
z imprezami estradowymi i z Dniami Lubomierza. Festiwal przyciąga osoby znane i
lubiane w Polsce - goszczą na nim aktorzy, reżyserzy i filmowcy a ich obecność
jest upamiętniana na tablicach wmurowanych w mur stojący w centrum miasteczka.
W ten sposób oswajając obcą przestrzeń (obcą dla jego mieszkańców przez
dziesiątki lat) budowane jest miejsce trochę swojskie, trochę magiczne.
Oczywiście magia ma zasięg lokalny, choć dzięki tej mitycznej magii Lubomierz
jest rozpoznawalny w całej Polsce.
W
sierpniu 2014 roku, gdy byłem w Lubomierzu trwał remont muzeum. Remont zdawał
się być poważny, bo burzono ściany wewnątrz domu a gruz wyrzucano na zewnątrz
przez drzwi wejściowe. Drewniane, realistyczne wyobrażone postaci Kargula i
Pawlaka - bohaterów filmu i obywateli Lubomierza - które stoją przed wejściem
do muzeum w XVI-wiecznym Domu Cechu Płócienników, zdawały się trwożnie krzyczeć
śpiewnym głosem ze wschodnim akcentem, zdawały się gestykulować i bronić przed
wapiennym i ceglanym pyłem, gdy kolejne wiaro gruzu wysypywało się z wnętrza
kamienicy. Stanęły mi przed oczami sceny z filmu, przypomniał mi się rozgardiasz,
harmider panujący w domach, zagrodach i głowach filmowych bohaterów.
Przypomniała mi się wesołość dialogów; zrobiło się swojsko.
Miejsce
magiczne? Może nie do końca jest w Lubomierzu magia, która towarzyszy miastom o
ciągłej, nie przerywanej katastrofami historii (a tu, po roku 1945 całkowicie
wymieniono ludność ze względów politycznych), ale trwa w mieście budowanie
tożsamości - identyfikacji z miejscem - czyli głębokiej zależności między
elementami, która istnieje mimo zewnętrznego braku podobieństwa. Trwa
poszukiwanie "ducha miejsca". Czy jest to genius
loci? I tak i nie.
Wszystko zależy od tego jak traktujemy to pojęcie i czy nie jest to tylko
metafora.
Polska, Lubomierz (woj. dolnośląskie)
fot. Marek Angiel; 08.2014 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz