piątek, 24 marca 2017

Sopot przed kolejnym sezonem letnim

...wczesną wiosną... "gdy zimne bez przerwy zmienia się w ciepłe, mokre w suche, a jasne w zachmurzone,
a potem odwrotnie i tak do samej śmierci, bez żadnej nadziei na odmianę".
Andrzej Stasiuk"Marzec"
 w:  'Nie ma ekspresów przy żółtych drogach'


      Latem każdego roku w Sopocie przekraczana jest masa krytyczna i miasto pęka w szwach od nadmiaru letników, kuracjuszy czy turystów "wpadających tu na chwilę". Dobrze, że w Sopocie są szerokie nadmorskie plaże - to pozwala części z tych przyjezdnych spoglądać na miasto leżąc wygodnie i relaksująco na piasku. Latem Sopot oblegany jest przez "koneserów", którzy "muszą" tu przyjechać, tu się pokazać, tu "poprzechadzać" się po legendarnym Monciaku, tu wypić kawę, no i tu pospacerować - w kłębiącym się tłumie - po najdłuższym nad Bałtykiem drewnianym molo. Tak było w okresie PRL-u (z apogeum w latach 60-tych XX wieku), tak jest obecnie z krótką przerwą na przełom stuleci, gdy Sopot przygasł i miał chwilę wytchnienia. Ale miasto wróciło do łask gdyż wielu nowobogackich potrzebuje inicjacji na "człowieka z towarzystwa", a "bywanie w Sopocie" - w mniemaniu nuworyszy - daje gwarancję na zostanie światowcem. Mówią: "spędziłem parę dni w Sopocie". To brzmi dumnie i nobilitująco. Budzi też zazdrość u bywalców salonów urody w maciupcich miasteczkach czy podniecenie u klientów sklepów ogólnospożywczych w tysiącach dostatnich wsi w Polsce. Na naszych oczach porzucane są gumiaki i fury z sianem, klują się nowi, nowo-bogaci posiadacze pierwszych pieniędzy zdobywanych pracą, piastowaniem lub krętactwem. To właśnie nowo-bogaci mają imperatyw "bywania/pokazywania się". Także w Sopocie. I to latem. Nie jest jednak aż tak źle w "moim" Sopocie (moim, bo tu się urodziłem) - w mieście tym rezydują, mieszkają i bywają ludzie z towarzystwa - ludzie wolnych zawodów, artyści, intelektualiści, a także osoby bardzo bogate i ci co są wściekle bogaci.









      Polska kurortami stoi! To żart. Tak naprawdę, to w Polsce jest jeden kurort - Sopot. Bo Sopot to nie tylko "miejsce lecznicze" czy "uzdrowisko", "letnisko", "kąpielisko". Sopot to jest "coś więcej" niż suma bycia uzdrowiskiem i miejscowością letniskową. Uzdrowisk, letnisk, kąpielisk mamy w Polsce wiele - dużych i małych - nad Bałtykiem, w Polskich Karpatach, Sudetach, na Pojezierzach i na Wyżynach. I choć w niektórych leczą, w innych można balować czy przechadzać się po deptaku, a w jeszcze innych wypoczywać leżąc plackiem na plaży, to żadne z nich nie jest wszystkim na raz, a co najważniejsze - żadne z uzdrowisk i letnisk nie ma takiego rodowodu, tradycji i elegancji jaki ma i cechuje Sopot. 


 








      Sopot jest kurortem. Używam słowa >kurort< z premedytacją, by miasto to wyróżnić i ustawić na najwyższym stopniu pudła w kategorii "uzdrowisko, letnisko". Choć rzeczownik >kurort< należy do wyrazów niechcianych, a Szober zaliczył go do grupy "niepoprawnych oraz zbytecznych; to barbaryzm, którego należy się wystrzegać" - to lubię ten wyraz. Ma w sobie coś dostojnego, trwałego, ponadprzeciętnego. Darzę sympatią wiele uzdrowisk w Polsce, a szczególnie zdroje górskie - te duże i te małe: Polanicę, Duszniki, Kudowę, Lądek, Świeradów, Szczawno, Krynicę, Szczawnicę, Wysową, Iwonicz, Rymanów, Długopole .... Nie lubię - za chaos, pretensjonalność, odpustowość i wieczny bardak - większości letnisk nadmorskich, czyli miast i miejscowości położonych nad brzegiem Bałtyku. Nie będę wymieniać nazw tych miejscowości, bo lista byłaby długa. No może skuszę się na tylko jeden przykład, za to wybitnie negatywny. To Władysławowo. Oczekuję od miejscowości uzdrowiskowych czy od letnisk tego, co bliskie jest każdemu człowiekowi od pokoleń mieszkającemu w dużych miastach, a mianowicie: ładu przestrzennego, harmonii zabudowy, czystości, dbałości o wygląd fasad i oficyn, ulic i placów, oczekuję elegancji witryn, wystaw i zdarzeń artystycznych, restauracji, kawiarni (elegancja to pojęcie trudne, nieostre i całkowicie obce większości obywateli naszej ojczyzny), oczekuję też "skrojenia przestrzeni" na miarę ludzką. Wykluczam bazary, koguciki na patyku, figurki górali z bursztynu, chińskie klapki, drewniane miecze, kolczugi i tarcze prastarych polskich rycerzy z jarmarcznych stołów i bud.
  









      Jaką przestrzenią, przestrzenią rozumianą w sensie fizycznym, jest Sopot? Sopot powstał w ramach państwa pruskiego jako miasto OTWARTE na przybyszów z zewnątrz. To miasto miało służyć WYPOCZYNKOWI. Wypoczynkowi służyło w czasach pruskich, w okresie Wolnego Miasta Gdańska (którego było częścią) i służy do dzisiaj. Sopot był też i jest obecnie - mimo swojej niezawisłości miejskiej i funkcjonowania na prawach powiatu - podporządkowany Gdańskowi, który stanowi główny ośrodek aglomeracji rozciągającej się od Tczewa do Wejherowa. To podporządkowanie jest oczywiście uzasadnione historycznie i administracyjnie. Sopot, który prawa miejskie otrzymał dopiero w roku 1901, nie był też na większą skalę uwikłany w ideologiczne spory między Niemcami a Polską. Stało się tak właśnie z racji traktowania go jako części składowej Gdańska. U podstaw budowy Sopotu legła utopia stworzenia pięknego miejsca wypoczynkowego i tę utopię Niemcy wcieli w życie. I to z powodzeniem. Ucieleśnili ideę kurortu jako rezultat myśli oświeceniowej i romantycznej. Zatem status kurortu jest kluczowy w charakterystyce miasta. Istotna dla Sopotu i jego krajobrazu jest historia sopockiej ikonosfery, ikonosfery będącej nośnikiem wartości, zasobem treści historycznych, kulturowych i biograficznych. Dominujący w mieście typ zabudowy jest uważany za atrakcyjny przez osoby znające to miasto lub w nim żyjące. Decyduje o tym mała skala zabudowy, zróżnicowanie architektury rezydencji, kamienic i willi, gdzie w stylistyce dominuje eklektyzm z przewagą elementów romantycznych, wzbogacony o elementy secesyjne i modernistyczne. Miasto "tonie" w zieleni lasów wysoczyzny Pojezierza Kaszubskiego i parków nadmorskich, a jego wschodnią granicą jest brzeg Zatoki Gdańskiej z atrakcyjnymi, piaszczystymi plażami nadmorskimi. To walor unikatowy na Polskiej scenie miast różnych. 









           


      Podobnie jak wielu Polaków lepszego i gorszego sortu, także bywam w Sopocie, tyle że nie z musu, czy potrzebie pokazania się, ale dla przyjemności. W Sopocie jestem u siebie - nie tylko z racji urodzenia się w tym mieście - mam poczucie silnej tożsamości miejsca. Bo Sopot jest dla mnie MIEJSCEM, czyli przestrzenią, która została zamknięta i uczłowieczona. Mam świadomość, że miasto i jego krajobraz, rozumiane jako system znaków, funkcjonują w dwóch odrębnych, ale zależnych od siebie porządkach rzeczywistości: porządku wyobrażeniowym i materialnym. Wydaje mi się, że odkryłem - silnie go poszukując - oznacznik dla wyobrażeń na temat tego bliskiego mi miasta. Zróżnicowane formy ikonosfery postrzegam jako kod, kod trudny do rozszyfrowania, niejednoznaczny, kod z którego udało mi się utkać indywidualną mapę symboli. Medium transmisji znaczeń i wartości były i są dla mnie rezydencje, wille, kamienice, ulice, nadmorskie łazienki, parki, cmentarze, a także stare plany i mapy. Ich sens należało samodzielnie odkryć oraz zinterpretować i nad tym pracowałem i pracuję usilnie. Konotowane - przez to medium - treści historyczne oraz wartości estetyczne utworzyły podstawę mojej tożsamości miejsca. W Sopocie jestem u siebie.











      Omijam jednak Sopot latem, gdyż czuję się wówczas przygłuszony tłumem i kakofonią bodźców, których części nie lubię. W kwietniu 2016 roku przyjeżdżałem do Sopotu dwukrotne, by spotkać się z miastem, dostrzec zmiany, nacieszyć się jego unikatowym krajobrazem no i zażyć jodu wdychając głęboko rześkie, morskie, wiosenne powietrze. "Badałem" też i oceniałem stan przygotowań miasta na kolejny sezon letni. "Było wporzo", jak mawiają ludzie młodzi!





Polska,  Sopot  (woj. pomorskie)
fot. Marek Angiel;  04.2016 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz