sobota, 11 grudnia 2021

Szklana Dżungla w Warszawie. Wola, Mirów

  

Nie ma Warszawy historycznej jako jakiejś "stop klatki", zatrzymanej akurat w tym momencie, gdy migawkowo rozświetliła się nasza pamięć.

 
 

Pisząc o Mirowie, o warszawskim Mirowie, tym który współcześnie związany jest z Wolą, potknąłem się już na wstępie gdy próbowałem osadzić ów Mirów w fizycznej przestrzeni miasta stołecznego. Sprawa wydawałoby się być banalna, gdyż każda dzielnica miejska ma swoje granice. A w przypadku Mirowa okazuje się, że jego granice mają różny przebieg terytorialny i kulturowy gdy próbujemy to zestawić w porządku chronologicznym. Mirów ma inny zasięg i położenie gdy mówimy o Mirowie przedwojennym, inny, gdy myślimy o latach tuż powojennych; inny miał w latach 60. XX wieku, wreszcie odmienny od obecnego był w pierwszych latach III RP - po roku 1990. I jeszcze inny jest zasięg i położenie Mirowa po ostatniej reformie administracyjnej Warszawy z roku 2002, która obowiązuje do dzisiaj. Uff! Raz więc Mirów jest samodzielną dzielnicą – Mirowem wyrosłym z jurydyki Wielopole i w miejscu, gdzie w latach trzydziestych XVIII wieku wzniesiono Koszary Gwardii Konnej Koronnej zwane Koszarami Mirowskimi – graniczącym od wschodu ze Śródmieściem, a od zachodu z Wolą, raz jest osiedlem po części leżącym w Śródmieściu po części na Woli, raz osiedlem położonym w dzielnicy Wola. Mówiąc krótko: jest galimatias z tym Mirowem, bo gdy jego położenie w przestrzeni miasta jest nieustająco centralne w Warszawie, to jego granice, a także podporządkowanie administracyjne zmieniały się często i to, co dla jednych jest oczywiste np. włączenie niektórych ulic w skład Mirowa, to dla innych staje się obrazoburcze. Tak jak nie do przyjęcia dla niektórych osób jest mówienie, że Mirów jest częścią Woli, gdyż dla nich Wola zaczyna się na zachód od ulicy Towarowej itd., itp. A gdy do tego dołożymy fakty historyczne, gdy uświadomimy sobie, że po wojnie Mirów, z miasta do wojny jednorodnego społecznie, kulturowo i narodowościowo – a była to dzielnica głównie przez Żydów zamieszkała! - przeistoczył się częściowo w miejską pustynię po wyburzonym przez Niemców Warszawskim Getcie (istniejącym tu podczas okupacji w latach 1940-1942 w części wschodniej Mirowa), a częściowo w zrujnowane, upadające kikuty miasta zwane Dzikim Zachodem obecne tu fizycznie i mentalnie aż do lat 70. XX wieku w swej części zachodniej i południowej – to obraz Mirowa staje się coraz bardziej zagmatwany.

 

 

 

 

Mirów po wojnie, gdy zabrakło jego dawnych mieszkańców - Żydów,  przeistoczył się (nakazowo, jak wszystko w państwie sowieckim) w dzielnicę przemysłową – robotniczo-chłopską i robotniczą oraz, co ważne jest dla kondycji społecznej tej części Warszawy, w większej swej części w dzielnicę „szemraną”. Kwartał miasta toczony chorobą wykluczenia, przestępstw kryminalnych i wszelkiej możliwej patologii, a zamieszkały przez ludność polską przybyłą tu „zewsząd” – z innych dzielnic Warszawy i z całej Polski. Swoje „złote czasy” Dziki Zachód miał w latach 50. i 60. XX wieku; wówczas to „obcy” zapuszczał się rzadko w ziejące grozą ulice Mirowa położone na zachód od ulicy Żelaznej. Należy jeszcze dodać, że Mirów po wojnie przechodził różne koleje losu i został rozczłonkowany - także społecznie - na trzy rejony/części żyjące swoim życiem wewnętrznym niezależnym od reszty dzielnicy. Stało się to dzięki budowie dwóch rozległych osiedli mieszkaniowych („Osiedle Mirów” w latach 1949-1960 oraz „Osiedle Za Żelazną Bramą” w latach 1965-1972) oraz pozostawieniu na pastwę losu pozostałych części Mirowa, Mirowa przemysłowego, żyjącego w resztkach przedwojennych, pożydowskich, czynszowych, ceglanych kamienic i ich oficyn, domów zrujnowanych, zużywanych i dewastowanych.

 


 

 

Współczesny Mirów jest osiedlem w dzielnicy Wola m. st. Warszawy w granicach ulic: Aleje Jerozolimskie, aleja Jana Pawła II, aleja Solidarności i ulica Towarowa. Zdjęcia, które wypełniają obrazem treść opowieści o Mirowie zrobiłem we wrześniu roku 2021. W dzień ciepły i słoneczny wszedłem w trzewia byłego Dzikiego Zachodu, który już przestał być miejscem upadłym, a przeistacza się w biznesowe centrum Warszawy i w mekkę „białych kołnierzyków”, zanurzyłem się w miejsca położone w kwartale ulic: Towarowa, Chłodna, Żelazna i Pańska; przeszedłem też fragment ulicy Chmielnej (na odcinku Al. Jana Pawła II do ulicy Żelaznej) i ulicę Żelazną od Alei Jerozolimskich do ulicy Chłodnej. 

 

 
 

 

Współcześnie ta część Mirowa, do której trafiłem z rozmysłem, przepoczwarza się żwawo, systematycznie ale też konsekwentnie z pozostałości po Dzikim Zachodzie w miasto "szklanych domów". Z nędzy Dzikiego Zachodu - bo taką ksywkę w czasach PRL-u miała ta część warszawskiej Woli - staje się Szklaną Dżunglą (to moje określenie), czymś, gdzie człowiekowi takiemu jak ja, trudno by było zarówno mieszkać w gęstwinie ciasnych ulic jak i pracować w szklano-stalowych, zdehumanizowanych wieżach sięgających nieba, a może i wyżej. Po roku 1990, a bardzo intensywnie po roku 2010, a „ekspresowo” w ciągu ostatnich trzech lat zachodzą w tej części Mirowa rewolucyjne zmiany krajobrazu miasta, zachodzą tu też nieodwracalne zmiany społeczne. Na wartych majątek placach, placach po upadłych fabrykach, składach, magazynach, w miejsce burzonych ceglanych, wyeksploatowanych do zera kilkupiętrowych czynszowych kamienic i ich oficyn powstaje – zachłannie pochłaniając przestrzeń – NOWE. To nowe to apartamentowce o architekturze zróżnicowanej, gdzie koślawy, tandetny postmodernizm i „styl” wolnej amerykanki nieskrępowanej regułami estetyki miejskiej miesza się z architekturą przynależną wielkiemu miastu - domami ciekawymi architektonicznie, w których oferuje się mieszkania w wysokim standardzie. Ale to nowe na Mirowie, to przede wszystkim szklane, przeskalowane potwory – biurowce, siedziby firm, korporacji, banków, instytucji finansowych, doradczych także hotele, które choć błyszczą w słońcu i zdają się być przyjazne, właśnie potworami są. Potworami „pożerającymi” i „trawiącymi” ludzi tu pracujących czy szukających noclegu; są kolosami, wdeptującymi w ziemię przechodniów, którzy przemykają wystraszeni, maluczcy, samotni pod ich ścianami czy pod szpalerami stalowych słupów niosących ciężar szklanych wież.

 

 

 

 

Przed wojną Mirów  był  dzielnicą żydowską tętniącą życiem, dzielnicą pełną gwaru i krzyków w języku jidysz, pełną handlu, domów modlitw, kamienic z wychodkami na podwórzach… Mirów bulgotał różnorodnością, ruchem, pędem, stukotem i wyziewami fabryk, warsztatów, rzeźni, browarów…, a wszystko to było własnością przedsiębiorców, kupców, fabrykantów - Żydów, Polaków, Niemców… Czyli Mirów był tym wszystkim, co nie jest znane dzisiejszym młodym ludziom, którzy zamieszkują ten rejon Warszawy (z wyboru?, z przypadku?) jako pierwsze, raczkujące i niezakorzenione w mieście pokolenie. Cały tamten przedwojenny, a także powojenny (z czasów PRL-u) świat jest dla mieszkających tu i pracujących tu ludzi niewyobrażalny, obcy i niezrozumiały kulturowo, a mówiąc o szerszej perspektywie – cywilizacyjnie abstrakcyjny.

 

 

 

 

Ta część Mirowa, która przepoczwarza się z resztek Dzikiego Zachodu w Szklaną Dżunglę jest bezwzględna dla swej starej materii. To znaczy nie Mirów jest bezwzględny, ale bezwzględna i zabójcza jest zachłanność i pazerność ludzi pragnących wzbogacić się inwestując w biura, czy apartamenty. Mirów dla inwestorów robiących interesy w mieście stołecznym dużego państwa europejskiego jest żyłą złota. Gdy otworzymy plan Warszawy w jej granicach administracyjnych i obwiedziemy kwartał ulic Mirowa, których nazwy wymieniłem wcześniej – to okazuje się, że miejsce pod Szklaną Dżunglę leży w centrum miasta! To pobudza wyobraźnię inwestorów, szczególnie gdy obejrzą ten fragment miasta naocznie i stwierdzą, że „tu się da budować!”, bo stare, zdewastowane aż prosi się o wyburzenie. I tak patrzą na ten plan miasta bogaci deweloperzy, spekulanci, banki, korporacje. Kupują sakramencko drogie (i ciągle drożejące) parcele w tej części Mirowa z pozostałościami po fabrykach, fabryczkach, warsztatach, halach, magazynach, kupują parcele ze zrujnowanymi przedwojennymi domami i kamienicami, burzą je i na tym miejscu stawiają pomniki swej pychy, swoje maszyny do zarabiania pieniędzy. Wszystko dla zysku, może nie dziś osiąganego, może nie jutro, ale w czasie rozkładanym na dziesięciolecia. Tu nie powstają parki, nie buduje się „zbędnych” skwerów (poza jednym zrealizowanym na Placu Europejskim), tu każdy kupiony przez inwestora metr kwadratowy powierzchni jest zabudowywany – biurem, siedzibą firmy, apartamentem, hotelem. A że grunt jest drogi, to domy pną się w górę, a błękitne wieże biurowców, hoteli strzelają w niebo. Tu bezwzględnie rządzi pieniądz. Prawie niezmienny pozostaje jedynie układ urbanistyczny tej części Mirowa z siatką jego ulic, układ zarysowany w pierwszej połowie wieku XIX i utrwalony ostatecznie pod koniec tego wieku i na początku wieku XX oraz częściowo zaburzony w ramach realizacji Planu Sześcioletniego w Polsce stalinowskiej. Niedobitki zabudowy mieszkalnej i przemysłowej, które przetrwały wojnę, bądź to umarły, bądź umierają, są wyburzane. Rodzi się w trzewiach tej części  Mirowa nowe,  rodzi się odmienne - w swej funkcji, sposobie myślenia, celu życia - miasto. Więcej! Nie tylko „stare” się burzy. Także zakłady przemysłowe, hale, magazyny z czasów PRL-u i stawiane w latach 90-tych domy i biurowce idą „pod kilof”, a na ich miejscu rosną nowe apartamentowce i  jeszcze większe, jeszcze wyższe biurowce, hotele. 

 
 




Zachowanie, czyli przywrócenie do życia starych kamienic i obiektów poprzemysłowych jest w tej części Mirowa rzadko spotykane, choć są chwalebne od tego wyjątki, gdy restaurowane czy modernizowane są domy, kamienice mieszkalne pamiętające Mirów sprzed pierwszej czy też sprzed drugiej wojny światowej. Dzięki wpisaniu do rejestru zabytków, dzięki wymuszaniu przez miasto na inwestorach konieczności zachowania choć części poprzemysłowego dziedzictwa kulturowego tej dzielnicy, uratowane zostały dwie perły XIX-wiecznej  architektury przemysłowej tu obecne: kompleks Fabryki Norblina przy ulicy Żelaznej i Browar Warszawski przy ulicy Grzybowskiej. W obiektach tych udało się połączyć „stare z nowym”, zatrzymać dewastację ocalałych elementów tych kompleksów, tchnąć ducha nowoczesności i rozpalić życie w umierającą przeszłość oraz odrestaurować część przetrwałych obiektów pofabrycznych. Architektom, konstruktorom i projektantom odpowiedzialnym za te przekształcenia udała się rzecz nadzwyczajna! Stworzono architektoniczne dzieła sztuki otwarte w części dla publiczności - stworzono nową, atrakcyjną dla mieszkańców i gości, wielkomiejską przestrzeń publiczną. Warszawa może być dumna z tych obiektów!

 

 



 

 

Współcześnie, a mamy rok 2021, na Mirowie dominuje i ton nadaje Nowe – nowa, wielkomiejska materia, nowi mieszkańcy, na nowo kształtująca się tkanka społeczna. A to Nowe fizycznie sadowione jest na gruzach wcześniej istniejącego miasta odziedziczonego po poprzednich pokoleniach ludzi tu żyjących - po Żydach żyjących tu do wojny, po warszawiakach żyjących tu w okresie Polski socjalistycznej i tej Polski, która się sowieckiego socjalizmu pozbyła. Ta część miasta choć zmienia się ciałem i duszą, pozostaje Warszawą, gdyż Warszawa to wielość i różnorodność spajana w ciągłym ruchu w jedno miasto! A o tym, że Mirów jest częścią Warszawy - miastem wielu dzielnic, gdzie każda z nich ma swoją historię, swoje dzieje, swoją kulturę i swoich mieszkańców - świadczą Znaki, świadkowie minionej historii, których resztki ceglanych murów kamienic błyszczą czerwienią we wczesnojesiennym słońcu, gdy przemierzam Mirów zadzierając wysoko głowę, by dostrzec krańce szklanych wież wysoko ku niebu strzelających.

 

 





Rośnie Dżungla Szklana! Rośnie tu w tempie i w skali, która w Polsce nie znajduje odpowiednika. Rosną błękitne wieżowce biur, hoteli i handlowych przedstawicielstw, rosną domy - apartamentowce. Tempo zmian jest tak intensywne, że, gdy przychodzi się tu okazjonalnie - a wystarczy nie być tu kilka miesięcy - to trudno jest rozpoznać miejsce znane z wcześniejszych spacerów. Mirów frapuje krajobrazem nieoswojonym, dynamiczne się zmieniającym, zaskakującym i zaciekawiającym widza. I to nie jest koniec tych zmian, gdyż kolejne parcele poprzemysłowe i po czynszowych kamienicach czekają na zabudowę.

Dzieje się na Mirowie!

 

 

 

 

PS. Czuję potrzebę by swój krótki (z przyczyn formalnych) fotoreportaż o zmianach jakie współcześnie zachodzą w przestrzeni miejskiej tej części Mirowa - gwałtownie przeobrażającej i zmieniającej się - wypełnić nie tylko swoim wyobrażeniem o tym, jak je postrzegam, ale też przypomnieniem jak ta część miasta wyglądała przed wojną, gdy była dzielnicą żydowską. Tu należy oddać głos osobie, która ma coś do powiedzenia w tej kwestii. Przytaczam więc słowa  nieżyjącego już warszawiaka, człowieka dla Warszawy zasłużonego, dziennikarza i warsavianisty Jerzego Kasprzyckiego. Poniższy cytat – opis przedwojennej ulicy Grzybowskiej - pochodzi z jego dzieła – wielotomowej pracy pisanej i redagowanej pod koniec wieku XX pt. „Korzenie miasta - warszawskie wspomnienia”, z tomu II: Śródmieście Północne” wydanego drukiem w roku 2004.

Proszę posłuchać:

 

„Ulica Grzybowska była niegdyś przemysłowa, handlowa i niezwykle warszawska. Samych znanych w okresie międzywojennym fabryk naliczyłem pół setki. Były to firmy, których nazwy weszły do potocznego warszawskiego języka: „Certus” (wytwórnia Koralewicza) jako synonim kleju wodoodpornego; „Sidol”, czyli wyczyszczone do połysku metale, zaś podczas okupacji i Powstania – „sidolówki”, granaty ręczne własnej roboty w puszkach po „Sidolu”. Niektóre firmy uzyskały nieprzemijającą sławę. Jeszcze dziś zdarzają się w ogłoszeniach oferty sprzedaży „…łóżka metalowego firmy Konrad i Jarnuszkiewicz w stanie jak nowe…”  - po 70 latach!

A sklepy, a kantory, małe warsztaty, hurtownie?! Dziesięć drukarni – w tym trzy z czcionkami hebrajskimi, zgrupowane w pobliżu słynnego w całej Polsce żydowskiego seminarium religijnego „Tachkemoni”.

Z kamienicą nr 71 sąsiadowała popularna fabryka musztardy „warszawskiej” Matejaka. Było to bardzo logiczne sąsiedztwo, bowiem pod numerem 74 miał już wcześniej swoją masarnię – specjalność: serdelki, parówki – jeden z najznamienitszych w dawnej Warszawie rzeźników – Gawłowicz. W okresie międzywojennym kontynuowali tradycje masarskie w tej okolicy następcy Gawłowicza – Pacholczyk, Baranowski, Wyrzykowski, Bobiński, Eberlein, Gryncwajgowie. Na sam dźwięk tych nazwisk oblizują się starsi warszawiacy, dawni mieszkańcy Grzybowskiej, Wroniej, Łuckiej, Krochmalnej.

Niewielu ich z pewnością pozostało. Cała ta dzielnica została głęboko przeorana przez wojnę. Nieliczne ocalałe domy bądź same się rozsypały po wojnie z braku należytej opieki, bądź rozebrano je w wyniku pochopnych decyzji urbanistycznych, jak choćby unikatową w wystroju wewnętrznym kamienicę w pobliży skrzyżowania Grzybowskiej z aleją Jana Pawła II. Ta niegdysiejsza własność wielkiego kupca towarów gastronomicznych Arona Thursza istniała jeszcze na początku lat siedemdziesiątych.

Podczas Powstania Warszawskiego okolice Wroniej były terenem szczególnie niszczących działań niemieckich. Większy opór powstańczy kończył się na zachodzie na barykadzie u zbiegu z Grzybowską [obecnie stoi tu hotel Hilton – dopisek MA]. Dalej buszowali już bezkarnie niszczyciele. Dzień i noc krążyły „tygrysy”, działa czołgowe i karabiny maszynowe „:wypukiwały” każde okno, każdą bramę. Najemcy rosyjscy, Kałmucy i Turkmenii z formacji kolaboranckich, dowodzeni przez Niemców, podpalali domy i mordowali ludność….”.

 

Polska. Warszawa Wola, Mirów (woj. mazowieckie)

fot. Marek Angiel;   09.2021 r.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz